Gdyby ktoś rok temu powiedział mi, że wypowiem takie zdanie, to chyba bym go wyśmiała 😉 Ja? Grać gęś? Ale zacznijmy od początku…
Dostałam od mojej agentki maila z informacją, że aktorki z jej agencji są zaproszone na rozmowę z reżyserką teatralną, która szuka obecnie odtwórczyń do kilku ról do nowego spektaklu Teatru Telewizji, spektaklu dla dzieci. Wspomniała również, że warto poznać daną reżyserkę, bez względu na chęci uczestniczenia akurat w tym danym projekcie 😉 Cóż wielu moich znajomych gra w spektaklach dla dzieci, ale mnie osobiście nigdy nie ciągnęło w tę stronę, nigdy też nie byłam zmuszona do udziału w takim projekcie z przyczyny finansowych. Dodam, że uważam, że dzieci są jedną z najtrudniejszych widowni, a aktorzy występujący w tego typu przedstawieniach naprawdę muszą się napracować – śpiewanie, tańczenie, animacja siebie i przedmiotów itd.
Niemniej, ponieważ sam teatr telewizji brzmiał zachęcająco, opis sztuki w Internecie też był ciekawy, postanowiłam pójść na rozmowę. Wydrukowałam cv i pojechałam na casting. Myślałam, że jak spóźnię się kilka minut to nic się nie stanie, w końcu na tą samą godzinę było umówionych kilka aktorek. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy podchodzę pod drzwi, gdzie miała odbywać się rozmowa, a inny aktor mówi do mnie, że wszyscy już weszli… Wchodzę nieśmiało, a tam wszyscy stoją w kółku, bez butów a reżyserka energetycznym głosem tłumaczy, co będziemy robić: „Najpierw się chwilę rozgrzejecie z choreografem i zaczynamy od grania mrówek a potem będziemy próbować kury”. Wyraz miny aktorów bezcenny. Mrówka? Ale czy ja chce grać mrówkę? Myślałam, że miło sobie porozmawiamy. Większość osób w strojach zupełnie nieprzystosowanych do ćwiczeń, ale jak wszyscy to wszyscy. Jak już się weszło na casting, naprawdę nie jest tak łatwo z niego wyjść…
Zawsze sobie wyobrażałam, że nawet jak się gra zwierzęta w bajce to mimo wszystko, że one chodzą w pionie i mają kostiumy i mówią ludzkim głosem. Nic bardziej mylnego, uwierzcie mi mrówki tarzają się po podłodze a kury robią kokoko. Przynajmniej tak było w tym przypadku. Casting polegał głównie na fizycznym oddaniu charakteru i sposobu poruszania się danego zwierzęcia. Gdybym wcześniej wiedziała, że będę grała mrówkę, to bym trochę lepiej się im przyjrzała… o ile bym w ogóle przyszła 😀 Na szczęście, jako że już kiedyś tłumaczyłam język kury, wydała mi się ona dużo bliższa.
Kolejne zadanie aktorskie polegało na improwizacji grupowej i realizacji zadania np. wszystkie kury walczą o koguta lub do kurnika wpada lis. Jestem wdzięczna za moją umiejętność szybkiej reakcji, improwizacji, słuchania się intuicji i za zdolności komediowe. Dzięki nim wierzę, że udało się mi się wyróżnić na tle innych kur. Najpierw zasłoniłam się skrzydłami i modliłam się, że lis mnie nie zauważy. Jak już mnie zauważył i śmiertelnie wystraszył udawałam nieżywą 😉 Uwierzcie mi nie musiałam dzięki temu latać po całym kurniku i krzyczeć z przerażenia.
Dodam, że w trakcie castingu jedna aktorka zrezygnowała, gdyż jak sama powiedziała fizycznie nie dawała rady… Ja sama następnego dnia miałam zakwasy i siniaki na kolanach. Było to dla mnie jedno z tych doświadczeń, że sam nie możesz uwierzyć, że to się naprawdę dzieje. Czasem, kiedy byłam tyłem do „jury” (choreograf, reżyser, producent) po prostu się „gotowałam”, sama śmiałam się do siebie, że ja tu teraz chodzę na kucki i kokocze 😉 Dodam, że w studio castingowym obok odbywały się zdjęcia próbne do poważnej fabuły.
Po wyjściu z castingu, miałam poczucie, że to jedno z tych przesłuchań, o których się nie rozmawia po i nikomu nie mówi, ale cała sytuacja była tak groteskowa, że opowiedziałam o niej na moich social mediach, ale i tak ludzie najbardziej śmiali się na żywo. „Co tam u Ciebie? – A dziś byłam na castingu grałam mrówkę i kurę.” <kurtyna>.
Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy dostałam zaproszenie na drugi etap do roli gęsi!!! Moje poczucie wartości wzrosło podwójnie. Nie no, to znaczy, że muszę być mega aktorką, skoro potrafię udźwignąć takie rzeczy, z którymi praktycznie nie miałam nigdy do czynienie. Tylko jak zagrać gęś? 😀 Wtedy nie wiedziałam, że czekają mnie kolejne niespodzianki. Na drugim etapie dostałam do przeczytania sceny z tekstem w języku ludzkim o charakterze komediowym. Nie było, tam żadnej z aktorek z pierwszego etapu, natomiast 2 rozpoznawalne i to z dużo większym doświadczeniem niż moje. Do tego okazało się, że w projekt są już zaangażowani znani, bardzo dobrzy akotrzy a całość będzie jednak grana jak dla dorosłej publiczności. Stawka wzrosła. Konkurencja również. Ja nagle bardzo chciałam zagrać w tym projekcie, tylko nadal w głowie miałam doświadczenie z pierwszego etapu, gdzie tarzałam się po podłodze… Gdybym przyszła zupełnie świeżo jak aktorki, które były na 2 etapie (dla nich był to 1. i jedyny etap) mając te wszystkie informacje dot. samego projektu wierzę, że moje nastawienie i pewność siebie oraz realizacja byłyby zupełnie inne.
I tak oto teraz: ja Ula Zawadzka chciałabym zagrać gęś.
Jaki morał z tej bajki? Zawsze warto pójść na casting, bo nigdy nie wiesz, czy projekt, który na początku wydawał się „brzydkim kaczątkiem” nie okaże się „pięknym łabędziem”, a Ty będziesz miał okazję wypłynąć z nim na szerokie wody…