Zacznijmy od tego, że idąc na casting nie wiedziałam, że reklamę będzie reżyserował Janek Komasa 😉 Casting do tego projektu oraz dogrywka do tego projektu już się odbyły i nie brałam w nich udziału a teraz zostałam wybrana ze zdjęć od razu na recall. Moja agentka zapytała mnie wcześniej smsowo czy jestem zainteresowana tą reklamę i czy ma przesłać moje zgłoszenie, ponieważ nadal szukają aktorek. Ja potwierdziłam, wysyłając dodatkowo moje nowo zrobione zdjęcie z wakacji 😉 w dość rockowej/seksownej stylizacji, która wierzę, że ostatecznie zapewniła mi zaproszenie na recall. Wysłałam je, ponieważ moje zdjęcia profesjonalne w portfolio oscylują raczej wokół miłej dziewczyny z sąsiedztwa i nie pasowały do postaci, której szukali. Na miejscu niestety okazało się, że była to kolejna dogrywka a nie recall, czyli po prostu dodatkowy termin castingu. A reżyser samej reklamy nie był obecny w studio. Mogłam się domyślać, że będzie to zwykły casting, ponieważ przedział czasowy tego „recallu” obejmował aż 8 godzin. Mimo wszystko wiedziałam, że w pewnym sensie mam już większe szansę na wygraną, ponieważ reżyser/klient nie znaleźli w poprzednich sesjach castingowych interesującej ich aktorki i konkurencja powinna być mniejsza 😉
Po drugie pojechałam na „casting” do reżysera castingu, do którego zazwyczaj nie chodzę na castingi, ponieważ nigdy u tej osoby nie miałam recallu, ten reżyser castingu też rzadko jest obecny na castingach i castingi u tej osoby po prostu nie idą mi najlepiej 😉 Było to również w studio castingowym, do którego bardzo rzadko jeżdżę, ponieważ jest bardzo daleko od mojego domu. Zatem jak widać, mamy tutaj dodatkowo zmianę strategii chodzenia na castingi.
Ponieważ wróciłam niedawno z wakacji wiązało się to również z moją przerwą udziału w castingach, która trwała około 2 tygodni oraz na pewno inną energią po wypoczynku i nową opalenizną 🙂
Po całym dniu zmagań z moim życiem codziennym na casting wybrałam się pod sam jego jego koniec czyli o 19:30, na pół godziny przed jego końcem. Samo przygotowanie się do castingu wizualne zajęło mi około godziny. Ponieważ wiedziałam, że jest to dość charakterystyczna rola a dziewczyna, której szukają ma być bardzo ładna. Postawiłam na pofalowane włosy, mocniejszy makijaż (czarna kreska w oku), charakterystyczną biżuterię (kolczyk podwójny, bransoletka) oraz dopasowane ubranie (obcisłe jeansy, oficerki i bluzka na ramiączka z dekoltem i przezroczystymi plecami). Na miejscu szybko nauczyłam się tekstu, ćwicząc przed lustrem, skupiając się na gestykulacji i tzw. „attitude” postaci, czyli jak w moim wyobrażeniu taka osoba by mówiła, poruszała się itd. Postawiłam na dużą pewność siebie, luz i trochę zadziorności.
Do studia jak zawsze weszłyśmy w kilka osób. Reżyserska na początek zaprosiła nas do komputera i puściła nagranie innej aktorki z wcześniejszego castingu jako dobry przykład jak to mamy zagrać. Od razu w mojej głowie usłyszałam krzyk „nieeee, tylko nie to”. W mojej opinii nie ma nic gorszego, niż powielanie tego, co zrobił ktoś inny. Zabija to kreatywność, zmniejsza Twoją pewność siebie i nie pozwala być w pełni sobą. Nauczona poprzednimi doświadczeniami postanowiłam i tak zrobić to po swojemu 😉 Zadałam kilka dodatkowych pytań, żeby wiedzieć, co tak naprawdę mamy zrobić tak jak dana aktorka, chodziło mi o długość dodatkowej improwizacji w trakcie sceny i charakterystyczne pauzy. Okazało się, że akurat te elementy należy zrobić inaczej 😉 Dodam, że aktorka na nagraniu była bardzo ładna i bardzo dobrze grała, bardziej dokumentalnie, mniej reklamowo… co było troszeczkę w kontrze do tego co chciałam zaprezentować..
Oczywiście, kiedy już stanęłam przed kamerą nie czułam się tak pewnie jak ćwicząc przed lustrem w korytarzu. Wiedziałam, że budując postać musze nią być od samej wizytówki i tak też zrobiłam. Jeśli w trakcie sceny mamy wykonać jakąś czynność usiąść, przejść, coś wyciągnąć dobrze najpierw przećwiczyć ją szybko na sucho, tak żeby nasze ciało nie napotkało podczas nagrania na jakieś przeszkody a jednocześnie znaleźć dla siebie jak najwygodniejszą/najbardziej naturalną opcję zrobienia tego, co trzeba.
Po pierwszym dublu dostałam uwagę, że opakowanie powinno być lepiej widoczne podczas mówienia tekstu oraz że powinnam się uśmiechnąć na końcu. W drugim dublu w ostatniej sekundzie przypomniałam sobie o uśmiechu i wypadł on niestety trochę sztucznie. Castingierka powiedziała, że mamy to. Natomiast, gdy zapytałam o ten uśmiech, doszła do wniosku, że jednak możemy to powtórzyć i tak też zrobiłyśmy 🙂 Po moim nagraniu wyszła, zostawiając resztę dziewczyn w rękach operatora.
Przed i po castingu nagrywałam snapy dla osób obserwujących mojego bloga aktorskiego na Snapchatcie, opowiedziałam też wszystko mojej przyjaciółce, która do końca mnie motywowała, żebym jednak pojechała na ten casting, mimo późnej pory. W domu też opowiedziałam wszystko mojemu mężowi. Ogólnie byłam zadowolona z tego jak mi poszło 🙂
Następnego dnia dostałam telefon z numeru zapisanego jako „Produkcja radio”. Kobieta dzwoniąca powiedziała, że bardzo się spodobałam i chcieliby mnie zaprosić na próbę z reżyserem, żeby Jan Komasa mógł ze mną trochę jeszcze popracować. Przyznam się, że najpierw nie wiedziałam o jaki projekt chodzi, ponieważ brałam udział w bliskim czasie w 2 castingach. Jak już ustaliłyśmy, że chodzi o tą super rolę mogłam przejść do fazy szoku, że idę na spotkanie z Jankiem Komasą!!!!!! Następnie przyszła refleksja, że przecież ja już byłam na recallu i teraz muszę jechać na bezpłatne próby, mimo że nie jestem potwierdzona, oczywiście w czasie największych korków i znowu na drugą stronę Warszawy. Niestety moja agentka nie mogła zrozumieć mojej frustracji sytuacją 😉 Ja myślałam, że po pierwszym recallu, czeka mnie już tylko informacja, że wygrałam lub zero informacji, a tutaj proces castingowy trwał dalej w najlepsze. Niemniej takie podejście pozwoliło mi nie kłaść dużej presji na to spotkanie ze znanym reżyserem i jednocześnie utrzymać podejście, w którym tak naprawdę nie za bardzo mi zależy 😉 Z perspektywy czasu wydaje mi się, że był to mechanizm obronny mojego organizmu, które chyba nie do końca jeszcze rozumiał, co się dzieje i jak wysoka jest stawka.
Miałam wrażenie, że na próbie będę sama, tymczasem na miejscu okazało się, że oprócz mnie są jeszcze 2 nowe dziewczyny. Oczywiście, każda zupełnie inna niż ja, obie ładne i charakterystyczne, jedna naprawdę wiedziała dużo o zawodzie mojej postaci, dla drugiej był to pierwszy etap castingu! Przygotowałam się w domu do tego spotkania, sprawdziłam nad jakimi filmami teraz pracuje Komasa oraz przypomniałam sobie jak wygląda 😉 Kilka lat wcześniej spotkałam się z nim na recallu do innej reklamy kleju do protez do zębów, której wtedy nie wygrałam i pamiętam, że bardzo wtedy płakałam, następnego dnia się z tego śmiejąc. Protezy 😉 Tym razem, gdy się przedstawiałam nawiązałam do naszego poprzedniego spotkania, co było dobrym początkiem rozmowy. Potem zeszliśmy na temat jego aktualnych projektów. Dalej rozmawialiśmy w całej grupie razem z innym osobami na „próbie” oczekując na przybycie operatora. Nie muszę mówić, że próba nagrywana była w sali konferencyjnej produkcji przy bardzo słabym oświetleniu, czyli warunkach nie sprzyjających mojemu krzywemu nosowi 😉
Kiedy przyszła moja kolej omówiliśmy jeszcze raz scenę, którą miałam zagrać i razem z reżyserem pracowaliśmy nad jej poszczególnymi fragmentami. Kontynuowałam energię z mojego castingu, praktycznie od początku spotkania, nawet w trakcie prywatnej rozmowy czując się bardziej jak postać niż ja, między innymi ze względu na strój. Ponownie miałam bluzkę z dekoltem i oficerki, na codzień ubrałabym się w ciepłą bluzę i wygodne zimowe buty 😉 Atmosfera była przyjazna, natomiast czułam się zestresowana, można powiedzieć, że trochę nadrabiałam pewnością siebie mojej postaci. Po wyjściu z tej próby miałam poczucie, że powinnam się była bardziej skupić na uwagach reżysera, bo nie byłam pewna czy wszystko udało mi się zrealizować. Kiedy wsiadłam do auta, wiedziałam już, że naprawdę bardzo bardzo chciałabym wygrać ten projekt…
Decyzja miała być następnego dnia, ale telefon milczał. Ponieważ współpracowałam z tą samą producentką wcześniej przy innym projekcie, wieczorem napisałam do niej, czy już coś wiadomo. Okazało się, że klient Polski i zagraniczny nie mogą się wspólnie zdecydować, że bardzo się podobam, ale nie podjęli ostatecznej decyzji.
Następnego dnia rano poproszono mnie o trzymanie terminu, ale decyzji nadal nie było. To był moment kiedy zaczęłam wprowadzać wizualizację. Wyobrażałam sobie, że dzwonią do mnie i mówią, że wygrałam a ja się cieszę jak głupia, oczywiście po odłożeniu udawanej słuchawki. Zrobiłam tak kilka razy aż rozbolała mnie szyja od napinania mięśni 😉
Wieczorem zobaczyłam ogłoszenie o kolejnej dogrywce do tego projektu… 🙁 Nadal szukali aktorki do tej roli, tym razem podkreślili, że nie może być za chuda i musi być naprawdę bardzo ładna. Poczułam się, że piją do mnie.. :/ Dogrywkę prowadził tym razem inny reżyser castingu. Dopiero po wystąpieniu w reklamie dowiedziałam się, że na tej dogrywce było naprawdę dużo aktorek i to również znanych, mających stałe role w serialach. Sprawdziłam kilka nazwisk i sama byłam pod wrażeniem, że ostatecznie wybór padł na mnie.
Dowiedziałam się, że wygrałam tą reklamę będąc na planie innego serialu. Dostałam smsa od reżysera, że chyba się udało 🙂 Pół godziny później zadzwoniła producentka z potwierdzeniem! Radości nie było końca, ale okazało się, że to dopiero początek intensywnej pracy nad przygotowaniem do roli, z którym nie spotkałam się wcześniej przy innych projektach reklamowych.
W tym miejscu chciałabym zakończyć tą opowieść, bo artykuł miał opowiadać o tym jak wygrałam reklamę. Dodam tylko, że idąc na pierwszy „casting” do tego projektu nie wiedziałam, kto będzie go reżyserował. I przyznam się, że bardzo się z tego cieszę. Byłam wcześniej na dwóch castingach do projektów tego reżysera i wiedza co mogę stracić uniemożliwiała mi radość z samego udziału w castingu. Jak to mówią „miej wyjeb….a będzie Ci dane” i niestety jest w tym trochę prawdy 😉 Ja dodam od siebie „dobrze się przygotuj a nie będziesz miał się czym stresować”. Połączenie tych dwóch podejść oraz wieloletnie doświadczenie, a jednocześnie radość z wyzwania jakim było przygotowanie do castingu do roli jaką chciałabym zagrać, ale raczej w której nikt by mnie nie obsadził pozwoliła mi odzyskać chęci do udziału w castingach reklamowych. Osobiście nie ma dla mnie nic gorszego niż udział w castingu do reklamy, w której już wiem stojąc w studio castingowym, że nie chciałabym jej wygrać…
Piszcie śmiało komentarze, jeśli macie jakieś pytania!
Bardzo pozytywny tekst, przyjemnie było przeczytać o poranku 😊
Dziękuję 🙂